piątek, 13 września 2013

Polityka karmienia piersią

Gabrielle Palmer
Polityka karmienia piersią
przeł. Anna Rogozińska
Warszawa: mamania, 2011



Raczej nie polecam lektury tej książki mężczyznom. Choć nie jest to główny temat książki Gabrielle Palmer, to można odnieść wrażenie, że według autorki połowa naszej populacji nie dość, że jest brzydsza, to w dodatku niepotrzebna. O sile społeczeństwa decydują kobiety dzięki swoim atutom, w jakie wyposażyła je natura, czyli przede wszystkim dzięki karmieniu piersią. Niestety, mężczyźni realizując swoje brudne interesy, dobrali się nawet do tej intymnej relacji matki i dziecka.

Trudno się nie uśmiechnąć.

Ale na pewno warto przeczytać. Nawet jeśli kogoś razi radykalizm Gabrielle Palmer, warto zdać sobie sprawę, że według UNICEF-u tylko w 2007 roku zmarło na świecie półtora miliona dzieci, które mogłyby żyć, gdyby były karmione piersią.

Polityka karmienia piersią mówi przede wszystkim o tej moralnej odpowiedzialności producentów mleka w proszku. Mimo wielu bulwersujących fragmentów Palmer nie walczy z kobietami karmiącymi butelką, z mężczyznami, z lekarzami, ale właśnie z wielkimi koncernami żywieniowymi, poświęcającymi ludzkie zdrowie i życie dla pieniędzy.

Nam, mieszkańcom tej bogatszej części świata, karmienie butelką wydaje się pewną alternatywą, zależną od indywidualnych preferencji. Choć wybór butelki nie ma tak drastycznych konsekwencji, jak w krajach Trzeciego Świata, to i tak wpływa na zdrowie dzieci. Źródła ONZ podają, że gdyby rozpropagować karmienie piersią, wydatki na leczenie pięciu popularnych chorób niemowlęcych spadłyby w Wielkiej Brytanii o 40 milionów funtów, a liczba hospitalizacji i wizyt u lekarza zmniejszyłaby się o kilka dziesiątków tysięcy rocznie.

Palmer pokazuje, jak współczesna kultura, sterowana przez media i reklamę, odnosi się do karmienia piersią. Przedstawia więc obraz cywilizacji zachodniej, gdzie załamał się międzypokoleniowy przekaz informacji, kobiety zostały pozbawione informacji dotyczących karmienia, a od matek oczekuje się szybkiego powrotu do pracy.

To jednak nic w porównaniu z promowaniem karmienia butelką w krajach słabo rozwiniętych, np. poprzez rozdawanie mleka modyfikowanego w ramach pomocy humanitarnej.
„Podczas wojen na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych do wyczerpanych wojną krajów byłej Jugosławii napływały transporty mleka modyfikowanego i butelek. W 1994 roku w szkockiej telewizji pojawiły się reklamy sponsorowane przez firmę Cow & Gate (firmę-dziecko Nutricii). Zwracały się one o pomoc „w imieniu bośniackich dzieci, które potrzebują waszej pomocy”. Głos Jeremy’ego Ironsa rozbrzmiewał powagą i domagał się natychmiastowego działania, a kamera robiła zbliżenie na kobietę karmiącą piersią. Pełen zatroskania głos kobiecy pytał: „Jak musi się czuć ta matka, wiedząc, że jej dziecko cierpi z głodu?” […] Następuje zbliżenie na niemowlę, które leży na boku ssąc butelkę, napełnianą mlekiem. […] Następował numer telefonu, na który można było dzwonić celem udzielenia wsparcia finansowego. Tym, którzy zadzwonili, sugerowano, by poza ofiarowaniem pieniędzy zakupili kilka paczek produktów firmy Cow & Gate i wysłali je do agencji, która przetransportuje je do Bośni.” (s. 101).
Co jest złego w rozdawaniu darmowego mleka w ogarniętej wojną Bośni lub w ubogich krajach Afryki czy Azji? Czy to źle, że matki dostają jedzenie dla swoich dzieci? Jednak samo przygotowanie mleka modyfikowanego, mimo że pozornie łatwe, wiąże się z wieloma zagrożeniami.
  • Wystarczy tylko dolać wody, tylko że ponad miliard ludzi nie ma dostępu do wody pitnej.
  • Wystarczy tylko ją przegotować, tylko że koszty drewna, węgla, nafty, gazu lub prądu na jej podgrzanie zjadają lwią część budżetu ubogiej rodziny.
  • Wystarczy tylko zachować higienę, tylko że jedna trzecia ludności świata nie ma dostępu do kanalizacji.
  • Wystarczy przygotować mleko według instrukcji na opakowaniu, tylko że wiele ludzi ma problem z przeczytaniem etykiety z powodu analfabetyzmu.
  • Wreszcie wystarczy tylko pójść do sklepu i kupić mieszankę, tylko że trzeba za to zapłacić.

W rezultacie co 30 sekund na świecie umiera dziecko na skutek wywołanej niezachowaniem higieny biegunki lub innej choroby, której dałoby się uniknąć przy karmieniu piersią.

Matka z Islamabadu (Pakistan) karmi swoje pięciomiesięczne bliźniaki. Chłopiec jest karmiony piersią. Dziewczynka karmiona butelką jest niedożywiona i cierpi na nawroty biegunki.
(Breastfeeding: Biocultural Perspectives, red. P. Stuart-Macadam, K. Dettwyler, Piscataway 1995, s. 14)

W tej sytuacji Gabrielle Palmer widzi złą wolę firm żywieniowych. Od 1981 roku istnieje Międzynarodowy Kodeks Marketingu Produktów Zastępujących Mleko Kobiece, zabraniający reklamy substytutów mleka kobiecego, zwłaszcza na terenie placówek służby zdrowia, jednak koncerny omijają lub wręcz łamią jego zapisy. Stąd rozdawanie darmowych próbek na oddziałach położniczych (sama dostałam „wyprawkę” z herbatką „po 1. miesiącu”) i lawina reklam mleka następnego, które przez producentów nie jest uważane za produkt zastępujący mleko kobiece.

Okiem mamy:

Chociaż wydaje się, że w Polsce każda mama zdrowego noworodka ma alternatywę: karmić piersią czy butelką, ja sama doświadczyłam wielu trudności w utrzymaniu laktacji: od braku informacji na oddziale położniczym, przez nieznalezienie bezpłatnej konsultacji laktacyjnej, po usilne namowy rodziny na dokarmianie mieszanką. Kosztowało mnie to wiele nerwów, więc tym bardziej cenię sobie każdy głos za karmieniem piersią. Nawet jeśli jest tak skrajny jak Gabrielle Palmer.