piątek, 25 kwietnia 2014

Księga Rodzicielstwa Bliskości (William i Martha Sears)

William Sears, Martha Sears
Księga Rodzicielstwa Bliskości. Przewodnik po opiece i pielęgnacji dziecka od chwili narodzin
przeł. M. Szewczyk, G. Chamielec
Warszawa: mamania, 2013

Fragmenty książki można znaleźć tutaj:
dziecisawazne.pl/mity-na-temat-rodzicielstwa-bliskosci-cz-1/
dziecisawazne.pl/mity-na-temat-rodzicielstwa-bliskosci-cz-2/




Rodzicielstwo bliskości wyrosło z doświadczenia amerykańskiego małżeństwa Marthy i Williama Searsów. William jest lekarzem pediatrą, ale na odkrycie sposobów budowania więzi z dzieckiem pozwoliły mu nie tyle medyczne studia, co własne dzieci. A trzeba przyznać, że rodzicielskie doświadczenie Searsów jest imponujące. Mają ósemkę potomstwa - w tym syna z zespołem Downa i córkę, która została adoptowana. Czwarte dziecko nauczyło ich, że istnieją niemowlęta, które nie zasypiają same w łóżeczku, nie jedzą o regularnych porach i akceptują jedynie bycie na rękach albo przy piersi mamy. Paradoksalnie - te "trudne" dzieci uświadamiają, jakie są prawdziwe potrzeby wszystkich niemowląt.

Martha i William Searsowie


Searsowie proponują siedem filarów, które pozwolą zbudować trwałą i dobrą więź z dzieckiem.

  1. Bliskość od porodu.
    Dobry początek budowania więzi to naturalny poród, wczesny kontakt skóra do skóry połączony z karmieniem piersią, rooming-in. Szczególna bliskość powinna trwać także po wyjściu mamy z maleństwem ze szpitala do domu: "z biologicznego punktu widzenia, właściwym początkiem dla obojga jest nieustanne przebywanie razem przez pierwsze sześć tygodni po porodzie". (s. 13)
  2. Karmienie piersią.
    "Udane karmienie wymaga, by matka odpowiadała na sygnały wysyłane przez dziecko, co jest pierwszym krokiem na drodze do poznania go i do budowania opartej na zaufaniu relacji. Hormony macierzyństwa, prolaktyna i oksytocyna, dają słuchającej intuicji matce pozytywne wzmocnienie, pomagają bowiem czuć się spokojniejszą i bardziej zrelaksowaną w kontaktach z dzieckiem." (s. 13)
  3. Noszenie dziecka.
    Noszenie w chuście uspokaja dzieci i uczy je w bezpieczny sposób o otaczającym świecie. Przede wszystkim jednak jest praktycznym sposobem na trzymaniu niemowlaka w najwłaściwszym dla niego miejscu, czyli w ramionach rodzica.
  4. Reagowanie na płacz.Płacz jest narzędziem komunikacji, a nie manipulacji. Służy zwróceniu uwagi, że coś się dzieje. Zatem właściwą reakcją jest znalezienie jego przyczyny, a nie zostawienie dziecka, żeby się wypłakało.
  5. Spanie przy dziecku.Dziecko ma potrzebę bliskości nie tylko w dzień, ale i w nocy. Najwygodniejszym sposobem zaspokojenia jej stało się dla wielu rodziców zaproszenie dziecka do łóżka.

  6. Unikanie trenerów dzieci.Kto nie zna porad typu: "10 sposobów, aby twoje dziecko przespało noc"? Searsowie mają świadomość, że dla wielu ludzi RB (rodzicielstwo bliskości) jest tak inne od tego, co znają z doświadczenia, że zupełnie nieakceptowalne. Dlatego lepiej nie słuchać złotych rad, ale zaufać biologii, własnej wrażliwości i zdrowemu rozsądkowi.

  7. Równowaga i granice.RB nie jest dla heroicznych męczenników. Żeby zadbać o dziecko, trzeba najpierw zadbać o siebie. Jaka jest rada na ciężkie chwile? "Jeśli czegoś nie cierpisz, zmień to" (s. 130).


Okiem mamy 1:

W języku polskim wreszcie ukazała się jedna z najważniejszych książek dla rodziców - biblia nurtu attachment parenting. Lektura obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych budowaniem relacji z dzieckiem od urodzenia.

Zaczęłam od tych pochwalnych tonów, bo właściwie chcę napisać, że książka mnie rozczarowała. Spodziewałam się po niej czegoś więcej. Dostałam do ręki kolejny podręcznik opieki nad niemowlęciem - oparty o pewne zasady, które wydają się sensowne i które sama stosuję. Wydają się jednak one równie arbitralne co reguły karnego jeżyka czy kontrolowanego wypłakiwania. Zraziło mnie mnóstwo ramek z nagłówkami: "nauka dowodzi", "wskazówka rodzicielstwa bliskości" czy "rada rodzicielstwa bliskości". Zachwyt nad teorią sympatycznej pary Searsów uniemożliwiły mi:
  • techniczne podejście - rozłożenie każdego problemu na łopatki za pomocą jedenastu punktów albo piętnastu wskazówek,
  • amerykański entuzjazm, dowodzący, że dzieci wychowane w nurcie RB są mądrzejsze, zdrowsze i szczęśliwsze,
  • dominujący gramatyczny tryb rozkazujący ("poproś o pomoc", "jedz często", "unikaj izolacji" itp.).
Brrr... Nie lubię poradników.

Okiem mamy 2:

Kiedy zaczęłam pisać ten post, od doświadczenia bycia mamą noworodka dzieliło mnie dwa i pół roku. W międzyczasie (tak, tak, trudno czasami się zmobilizować do regularnego pisania bloga) urodziła się moja córeczka i nagle książka Searsów zaczęła mi się szalenie podobać. Naoczny dowód na to, jak macierzyństwo zmienia perspektywę.

Trudno mi dzisiaj wyobrazić sobie relację z moimi dziećmi inną niż proponuje RB. Z jednej strony jest to rodzicielstwo skupione na dziecku - pozwalające odkrywać ogromne bogactwo tej małej osóbki, poznawać jej potrzeby, rytm dnia, rozwój organizmu. Z drugiej strony - RB daje mi dużą wolność: chodzę z córką na wykłady, zabieram ją na chór, razem gotujemy, pieczemy, tłumaczymy teksty, piszemy bloga itp. Nie mówiąc już o ogromnej wygodzie dla młodej mamy dwóch maluchów, która się wysypia, bawi ze starszakiem i zabiera dzieci na wycieczki.

piątek, 18 października 2013

Jak kochać dziecko



Janusz Korczak
Jak kochać dziecko
Warszawa: Wydawnictwo Akademickie "Żak", 2002

W tej edycji ukazała się pierwsza z czterech części dzieła Jak kochać dziecko, tj. Dziecko w rodzinie (pierwsze wydanie: 1918).



Czym różni się współczesne bycie mamą od doświadczenia naszych prababci sprzed stu lat?

Nasze dzieci są szczepione, w razie choroby dostają antybiotyk, noszą jednorazowe pieluszki, mają multimedialne zabawki edukacyjne, jedzą wyprodukowaną specjalnie dla nich żywność z dodatkiem witamin i minerałów, chodzą do przedszkola i na coraz liczniejsze zajęcia dodatkowe.

A jednak po lekturze Jak kochać dziecko Janusza Korczaka mam wrażenie, że niewiele się zmieniło. I wcale nie jest to optymistyczny wniosek. Przez sto lat nie potrafiliśmy poznać naszych dzieci.

Główną ideą tej książki jest zwrócenie uwagi rodzica na dziecko. Na to, że nie jest ono przykładem z podręcznika medycyny, wychowania, żywienia, ale odrębną osobą z własnym organizmem, własną psychiką, możliwościami i ograniczeniami. Cel, który stawia sobie Korczak, to "chcę nauczyć rozumieć i kochać".


***
  • Jedz, choć syt jesteś, choćby z obrzydzeniem; idź spać bodaj ze łzami, choć godzinę czekać będziesz na sen. Bo musisz, bo żądam, abyś było zdrowe. Nie baw się piaskiem, noś obcisłe spodenki, nie targaj włosków, bo żądam, byś było ładne. "Ono jeszcze nie mówi... Ono jest starsze od... a pomimo to jeszcze... Ono się źle uczy..." Zamiast patrzeć, by poznać i wiedzieć, bierze się pierwszy z brzegu przykład "udanego dziecka" - i stawia żądanie własnemu: oto wzór, od którego masz być podobne.

  • Gdyby młoda matka wiedziała, jak decydujące są te pierwsze dni i tygodnie, nie tyle dla zdrowia dziecka dziś, ile dla przyszłości obojga. A jak je łatwo zmarnować!

  • Poród w sferze gdzie panuje fanatyzm wygody, jest czymś tak jedynym i złośliwie wyjątkowym, że matka kategorycznie żądała od natury sowitej nagrody. Jeśli zgodziła się na zrzeczenia, przykrości, dolegliwości ciąży i cierpienia porodu - dziecko powinno być takie, jakiego pragnęła.

  • Każda matka może karmić, każda ma dostateczną ilość pokarmu; tylko nieznajomość techniki karmienia pozbawia ją przyrodzonej zdolności.

  • "Złamiesz rękę, przejadą cię, pies ukąsi. Nie jedz śliwek, nie pij wody, nie chodź boso, nie biegaj po słońcu, zapnij palto, zawiąż szalik." [...] I jeśli dziecko uwierzy, nie zje potajemnie funta śliwek, i zmyliwszy czujność gdzieś w kącie z biciem serca nie zapali zapałki, jeśli posłusznie, biernie, ufnie podda się żądaniu unikania wszelkich doświadczeń, zrzeczenia prób, odrzucenia wysiłków, każdego odruchu woli - co pocznie, gdy w sobie, we wnętrzu swej duchowej istoty, odczuje coś, co rani, parzy, kąsa?

  • Będzie chodziło [...] Będzie mówiło [...] Czym to dziś dziecka gorsze, mniej cenne od jutra? [...] Gdy wreszcie jest już jutro, czekamy na nowe, Bo zasadniczy pogląd: dziecko nie jest, a będzie, nie wie, a będzie wiedziało, nie może, a dopiero będzie mogło - zmusza do ciągłego oczekiwania.

piątek, 13 września 2013

Polityka karmienia piersią

Gabrielle Palmer
Polityka karmienia piersią
przeł. Anna Rogozińska
Warszawa: mamania, 2011



Raczej nie polecam lektury tej książki mężczyznom. Choć nie jest to główny temat książki Gabrielle Palmer, to można odnieść wrażenie, że według autorki połowa naszej populacji nie dość, że jest brzydsza, to w dodatku niepotrzebna. O sile społeczeństwa decydują kobiety dzięki swoim atutom, w jakie wyposażyła je natura, czyli przede wszystkim dzięki karmieniu piersią. Niestety, mężczyźni realizując swoje brudne interesy, dobrali się nawet do tej intymnej relacji matki i dziecka.

Trudno się nie uśmiechnąć.

Ale na pewno warto przeczytać. Nawet jeśli kogoś razi radykalizm Gabrielle Palmer, warto zdać sobie sprawę, że według UNICEF-u tylko w 2007 roku zmarło na świecie półtora miliona dzieci, które mogłyby żyć, gdyby były karmione piersią.

Polityka karmienia piersią mówi przede wszystkim o tej moralnej odpowiedzialności producentów mleka w proszku. Mimo wielu bulwersujących fragmentów Palmer nie walczy z kobietami karmiącymi butelką, z mężczyznami, z lekarzami, ale właśnie z wielkimi koncernami żywieniowymi, poświęcającymi ludzkie zdrowie i życie dla pieniędzy.

Nam, mieszkańcom tej bogatszej części świata, karmienie butelką wydaje się pewną alternatywą, zależną od indywidualnych preferencji. Choć wybór butelki nie ma tak drastycznych konsekwencji, jak w krajach Trzeciego Świata, to i tak wpływa na zdrowie dzieci. Źródła ONZ podają, że gdyby rozpropagować karmienie piersią, wydatki na leczenie pięciu popularnych chorób niemowlęcych spadłyby w Wielkiej Brytanii o 40 milionów funtów, a liczba hospitalizacji i wizyt u lekarza zmniejszyłaby się o kilka dziesiątków tysięcy rocznie.

Palmer pokazuje, jak współczesna kultura, sterowana przez media i reklamę, odnosi się do karmienia piersią. Przedstawia więc obraz cywilizacji zachodniej, gdzie załamał się międzypokoleniowy przekaz informacji, kobiety zostały pozbawione informacji dotyczących karmienia, a od matek oczekuje się szybkiego powrotu do pracy.

To jednak nic w porównaniu z promowaniem karmienia butelką w krajach słabo rozwiniętych, np. poprzez rozdawanie mleka modyfikowanego w ramach pomocy humanitarnej.
„Podczas wojen na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych do wyczerpanych wojną krajów byłej Jugosławii napływały transporty mleka modyfikowanego i butelek. W 1994 roku w szkockiej telewizji pojawiły się reklamy sponsorowane przez firmę Cow & Gate (firmę-dziecko Nutricii). Zwracały się one o pomoc „w imieniu bośniackich dzieci, które potrzebują waszej pomocy”. Głos Jeremy’ego Ironsa rozbrzmiewał powagą i domagał się natychmiastowego działania, a kamera robiła zbliżenie na kobietę karmiącą piersią. Pełen zatroskania głos kobiecy pytał: „Jak musi się czuć ta matka, wiedząc, że jej dziecko cierpi z głodu?” […] Następuje zbliżenie na niemowlę, które leży na boku ssąc butelkę, napełnianą mlekiem. […] Następował numer telefonu, na który można było dzwonić celem udzielenia wsparcia finansowego. Tym, którzy zadzwonili, sugerowano, by poza ofiarowaniem pieniędzy zakupili kilka paczek produktów firmy Cow & Gate i wysłali je do agencji, która przetransportuje je do Bośni.” (s. 101).
Co jest złego w rozdawaniu darmowego mleka w ogarniętej wojną Bośni lub w ubogich krajach Afryki czy Azji? Czy to źle, że matki dostają jedzenie dla swoich dzieci? Jednak samo przygotowanie mleka modyfikowanego, mimo że pozornie łatwe, wiąże się z wieloma zagrożeniami.
  • Wystarczy tylko dolać wody, tylko że ponad miliard ludzi nie ma dostępu do wody pitnej.
  • Wystarczy tylko ją przegotować, tylko że koszty drewna, węgla, nafty, gazu lub prądu na jej podgrzanie zjadają lwią część budżetu ubogiej rodziny.
  • Wystarczy tylko zachować higienę, tylko że jedna trzecia ludności świata nie ma dostępu do kanalizacji.
  • Wystarczy przygotować mleko według instrukcji na opakowaniu, tylko że wiele ludzi ma problem z przeczytaniem etykiety z powodu analfabetyzmu.
  • Wreszcie wystarczy tylko pójść do sklepu i kupić mieszankę, tylko że trzeba za to zapłacić.

W rezultacie co 30 sekund na świecie umiera dziecko na skutek wywołanej niezachowaniem higieny biegunki lub innej choroby, której dałoby się uniknąć przy karmieniu piersią.

Matka z Islamabadu (Pakistan) karmi swoje pięciomiesięczne bliźniaki. Chłopiec jest karmiony piersią. Dziewczynka karmiona butelką jest niedożywiona i cierpi na nawroty biegunki.
(Breastfeeding: Biocultural Perspectives, red. P. Stuart-Macadam, K. Dettwyler, Piscataway 1995, s. 14)

W tej sytuacji Gabrielle Palmer widzi złą wolę firm żywieniowych. Od 1981 roku istnieje Międzynarodowy Kodeks Marketingu Produktów Zastępujących Mleko Kobiece, zabraniający reklamy substytutów mleka kobiecego, zwłaszcza na terenie placówek służby zdrowia, jednak koncerny omijają lub wręcz łamią jego zapisy. Stąd rozdawanie darmowych próbek na oddziałach położniczych (sama dostałam „wyprawkę” z herbatką „po 1. miesiącu”) i lawina reklam mleka następnego, które przez producentów nie jest uważane za produkt zastępujący mleko kobiece.

Okiem mamy:

Chociaż wydaje się, że w Polsce każda mama zdrowego noworodka ma alternatywę: karmić piersią czy butelką, ja sama doświadczyłam wielu trudności w utrzymaniu laktacji: od braku informacji na oddziale położniczym, przez nieznalezienie bezpłatnej konsultacji laktacyjnej, po usilne namowy rodziny na dokarmianie mieszanką. Kosztowało mnie to wiele nerwów, więc tym bardziej cenię sobie każdy głos za karmieniem piersią. Nawet jeśli jest tak skrajny jak Gabrielle Palmer.

wtorek, 16 lipca 2013

Szklany zamek



Jeannette Walls
Szklany zamek
przeł. Anna Zielińska
Warszawa: Świat Książki, 2006



Ukazało się już drugie polskie wydanie tej książki, również w tłumaczeniu Anny Zielińskiej (Warszawa: Remi, 2013).


Mała Jeannette kochała pustynię. Łapała tam jaszczurki i zbierała minerały. Tańczyła w deszczu i jadła kaktusy. Była wyjątkowo bystra i rozwinięta, zresztą tak jak jej rodzeństwo. Od piątego roku życia czytała książki bez obrazków i uczyła się matematyki. Znała alfabet Morse’a, a prace domowe z matematyki rozwiązywała w systemie dwójkowym, żeby się nie nudzić. Jej mama była malarką i zazwyczaj nie pracowała poza domem, a tato był najwspanialszym na świecie pogromcą dziecięcych strachów z niezwykłym darem opowiadania.

Jeannette w wieku trzech lat (po prawej) z dwójką rodzeństwa
http://bi.gazeta.pl/im/cc/48/cf/z13584588Q,Jeannette-Walls--po-prawej--w-wieku-trzech-lat-z-m.jpg

Sielskie dzieciństwo?

Nieodłączną część życia Jeannette stanowiły głód, zimno i wstyd. W szkole wyciągała niedojedzone kanapki ze śmietnika. Żeby ogrzać dom, zbierała bryłki węgla, które spadały z ciężarówek. Chodziła w płaszczu bez guzików i próbowała samodzielnie wyprostować sobie zęby za pomocą aparatu z wieszaka. Jej ojciec pił, a skupiona na własnych potrzebach matka zostawiała dzieci samym sobie.

Po latach Jeannette odniosła sukces jako dziennikarka i postanowiła zmierzyć się z własną przeszłością. W ten sposób powstała książka Szklany zamek opowiadająca o jej trudnym, ale niejednoznacznym dzieciństwie.

Dorosła Jeannette z matką Rose Mary
http://graphics8.nytimes.com/images/2013/05/26/magazine/26walls1/mag-26Walls-t_CA0-articleLarge.jpg

Można czytać tę powieść w wielu kluczach. Szklany zamek to książka o:
  • wolności realizowanej w takim stopniu, że prowadzi do degradacji osoby. Rose Mary i Rex Wallsowie czuli się przede wszystkim wolni i swoją wolność demonstrowali poprzez stosunek do rządowej administracji, społecznych konwenansów, przepisów porządkowych. Stać ich było na to, żeby kąpać się w miejskiej fontannie, stale podróżować przez Stany, włożyć rękę do klatki z tygrysem, nie gotować obiadów itp. Radykalne demonstrowanie swojej wolności pogrążało jednak całą rodzinę w społecznym ostracyzmie i coraz dotkliwszej biedzie.
  • ludziach, którzy nie chcą pozwolić sobie pomóc. Dobrze ilustruje to stosunek Rose Mary do opieki społecznej:
„Korzystanie z opieki społecznej – oznajmiła – powoduje nieodwracalne szkody w psychice dzieci. Od czasu do czasu bywacie głodni, ale jak się najecie, znowu jest dobrze” (s. 223).
  • zaniedbywanych dzieciach z patologicznej rodziny, które chowały się w toalecie podczas przerwy śniadaniowej, czasami jadały karmę dla kotów, przyprowadzały ojca z baru do domu, nie miały łazienki, rozpalały mokre drzewo w piecu naftą i były wyśmiewane nawet przez najbiedniejszych sąsiadów.
  • self-made people, którzy własną pracowitością i determinacją zmieniają własne życie. Całe rodzeństwo Wallsów wyjechało do Nowego Jorku. Tam podejmując różne zajęcia, skończyli studia, założyli rodziny, zrobili karierę. Stać ich było na kolekcje książek, drogie meble i obiady w dobrych restauracjach.

Spośród tych wielu ścieżek lektury mnie najbardziej poruszył opis pewnej dynamiki rozwoju dziecka i zmiany jego potrzeb. Dopóki Jeannette i jej rodzeństwo są mali, nie kwestionują stylu życia swoich rodziców. Przystosowują się do niego ze zdumiewającą łatwością. Choć czasami zdarzają się pewne niewygody, to przecież ich ojcem jest niepokonany Rex Walls, a matką wielka artystka Rose Mary. Słowa rodziców, że ich życie jest wielką i fascynującą przygodą, mają moc sprawczą.

Problemy zaczynają się, gdy dzieci dorastają i zaczynają zauważać, że inni żyją zupełnie inaczej. Co więcej, sposób życia ich rodziców nie tylko nie budzi szacunku, ale kpiny i odtrącenie. Głód i zimno to jedna strona medalu. Zdaje się, że znacznie dotkliwszy jest wstyd. Stopniowo pojawia się świadomość tego, że wcale nie musi tak być, że mogliby żyć lepiej i że o ich życiu decyduje pewna wizja świata ich rodziców, której oni wcale nie muszą akceptować. Dlatego jakakolwiek zmiana będzie się wiązała z zerwaniem z rodzinnym domem.

sobota, 1 czerwca 2013

Karmienie piersią. Perspektywy biokulturowe (Breastfeeding: Biocultural Perspectives), cz. 4


Patricia Stuart-Macadam, Katherine A. Dettwyler (eds.)
Breastfeeding. Biocultural Perspectives
Piscataway: Aldine Transaction, 1995


Jak karmienie piersią wpływa na powrót płodności po porodzie?
Na podstawie: Peter T. Ellison, Breastfeeding, Fertility, and Maternal Condition, s. 305-339.

Przed powrotem płodności po porodzie chroni nie sam fakt karmienia piersią, ale częstotliwość, z jaką dziecko ssie pierś matki. Kluczową rolę odgrywa prolaktyna – hormon, na którego produkcję wpływa stymulacja brodawek. Prolaktyna odpowiada za wytwarzanie pokarmu, ale również nie dopuszcza do owulacji. Za każdym razem, kiedy dziecko ssie pierś, hormon jest uwalniany do krwi w ciągu kilku minut, a potem następuje powolny spadek jego poziomu.

http://curiousbabycuriousmum.wordpress.com/tag/kung-san/
 W 1980 roku przeprowadzono badania poziomu prolaktyny u karmiących matek ze zbieracko-łowieckiego plemienia !Kung (! oznacza mlaśnięcie językiem) żyjącego na Pustyni Kalahari w Afryce Południowej. Kobiety z tego plemienia zachodzą w ciążę średnio co 44 miesiące. Ponieważ należą do ludu zbierackiego, nie mają dostępu do mleka zwierząt ani do zbóż, którymi można by karmić niemowlęta i małe dzieci. Dopóki dzieci nie nauczą się jeść mięsa i korzonków, karmi się je piersią. Dzieci są noszone przez cały dzień w chuście, śpią razem z rodzicami i ssą pierś matki 4 razy na godzinę według naturalnego, ale powtarzającego się u niemal wszystkich niemowląt z tego plemienia schematu: 2 minuty ssania, 13-minutowa przerwa. Taka częstotliwość utrzymuje się nawet u dwuletnich dzieci. W konsekwencji aktywność jajników zostaje zatrzymana do 3. roku po porodzie.


Czy karmienie piersią chroni przed rakiem piersi?
Na podstawie: Patricia Stuart-Macadam, Biocultural Perspectives on Breastfeeding, s. 1-38.
http://natasek.blogspot.com/2011/07/
breastfeeding-through-art.html


 
Niby każdy wie, że tak, ale ten przykład naprawdę przekonuje. Rak piersi występuje bardzo rzadko wśród kobiet inuickich (czyli rdzennych mieszkanek terenów arktycznych) i do 1969 roku (kiedy przeprowadzono badania) zdarzył się tylko jeden potwierdzony przypadek nowotworu piersi wśród kanadyjskich Inuitów. Przydarzyło się to kobiecie, która chociaż wykarmiła siedmioro dzieci, każde ponad dwa lata, nigdy nie używała jednej piersi (tej, którą później zaatakowała choroba), gdyż uważała, że „brodawka po tej stronie nie działa”.

sobota, 25 maja 2013

Karmienie piersią. Perspektywy biokulturowe (Breastfeeding: Biocultural Perspectives), cz. 3




Patricia Stuart-Macadam, Katherine A. Dettwyler (eds.)
Breastfeeding. Biocultural Perspectives
Piscataway: Aldine Transaction, 1995


Po co kobietom piersi?
Na podstawie: Katherine A. Dettwyler, Beauty and the Breast: The Cultural Context of Breastfeeding in the United States, s. 167-215.
 
W większości kultur na świecie (177 ze 190 przebadanych) kobiece piersi nie budzą erotycznych skojarzeń. Jednak w naszej zachodniej cywilizacji erotyczna funkcja biustu jest wykorzystywana na co drugim billboardzie. Ma również zasadniczy wpływ na przemysł chirurgii plastycznej. Czy jednak operacyjne powiększenie piersi nie jest formą okaleczenia? Katherine Dettwyler porównuje je do chińskiego zwyczaju krępowania dziewczynkom nóżek

cecha
chiny
stany zjednoczone
Część ciała
Stopa
Piersi
Normalna funkcja biologiczna
Chodzenie
Karmienie
Funkcja zdefiniowana kulturowo
Stymulacja seksualna
Stymulacja seksualna
Modyfikacja kulturowa
Krępowanie stóp
Operacyjne powiększanie piersi
Wpływ na normalną funkcję
Często całkowicie osłabiona
Często całkowicie osłabiona
Inspirator
Zwykle kobiety, dla swoich córek
Zwykle kobiety, dla samych siebie
Wpływ na zdrowie
Blizny, infekcje, ból
Blizny, infekcje, ból, być może choroby autoimmunologiczne


Fragment artykułu Katherine Dettwyler:
„Zdaję sobie sprawę, że to, do czego nawołuję, to nic innego jak rewolucja kulturowa. […] Możemy przywrócić naszym piersiom właściwe znaczenie, czyli bycie najważniejszym miejscem kontaktu między matką a nowonarodzonym dzieckiem. Możemy zrobić tak dużo jak to tylko możliwe, aby ułatwić wszystkim kobietom karmienie piersią i zapewnić im wszystkie potrzebne informacje o żywieniu niemowląt.
  • Żadne dziecko nie powinno być zmuszone do butelki, tylko dlatego że jego mama myślała, że jest to „tak samo dobre”.
  • Żadne dziecko nie powinno być zmuszone do butelki, tylko dlatego że jego mama myślała, że „nie ma wystarczająco dużo pokarmu”.
  • Żadne dziecko nie powinno być zmuszone do butelki, tylko dlatego że jego mama myślała, że karmienie jest bolesne albo że może się odbywać tylko w domu.
  • Żadne dziecko nie powinno być zmuszone do butelki, tylko dlatego że jego mama nie miała wystarczająco długiego urlopu macierzyńskiego i/lub nie mogła znaleźć opieki dla dziecka w pobliżu jej pracy.
  • Żadne dziecko nie powinno być zmuszone do butelki, tylko dlatego że jego ojciec chciał mieć piersi mamy tylko dla siebie.”

Ścieżka do społeczeństwa przyjaznego karmieniu piersią otwiera się przed nami. Musimy tylko uczynić pierwszy krok.

poniedziałek, 20 maja 2013

Karmienie piersią. Perspektywy biokulturowe (Breastfeeding: Biocultural Perspectives), cz. 2


Patricia Stuart-Macadam, Katherine A. Dettwyler (eds.)
Breastfeeding. Biocultural Perspectives
Piscataway: Aldine Transaction, 1995



Jak kiedyś karmiono niemowlęta piersią?
Na podstawie: Valerie Filder, The Culture and Biology of Breastfeeding: A Historical Review of Western Europe, s. 101-126.

Przed okresem neolitycznym i udomowieniem bydła nie było wyboru. Albo dziecko było karmione piersią, albo umierało. Ewentualnie mogło być karmione przez inną kobietę niż własna matka. Wzmianki o mamkach pojawiają się już w starożytnym Egipcie i Mezopotamii. W średniowiecznej i nowożytnej Europie mamka stała się niezbędna w bogatych rodzinach, co niektórzy tłumaczą presją na szlachetnie urodzone kobiety, by rodziły jak najwięcej potomków (a laktacja, jak wiadomo, wydłuża przerwy między dziećmi).

http://www.meltingpotinternational.com/features3_archive1.html
Karmienie piersią w wyższych sferach powróciło do łask w drugiej połowie osiemnastego wieku wraz z oświeceniowymi postulatami powrotu do natury. Niejaki H. Newcom bronił przekornie kobiet karmiących piersią: „dama, która chce zniżyć się do karmienia, nawet własnego dziecka, staje się niemodna i nieelegancka, jak gentleman, który nie chce pić, przysięgać i przeklinać”.


A jak nie karmiono piersią?
Na podstawie: Valerie Filder, The Culture and Biology of Breastfeeding: A Historical Review of Western Europe, s. 101-126.

W starożytności karmiono niemowlęta krowim lub kozim mlekiem, które podawano w rożkach do ssania, bańkach, garnuszkach ze smoczkami z kawałka szmatki, butelkach i łyżkach. W grobach niemowlęcych z ok. 4000 lat p.n.e. znaleziono naczynia do karmienia, niektóre z pozostałościami mleka.

Butelki do karmienia niemowląt. Starożytna Grecja.
Muzeum Archeologiczne we Wrawronie (Grecja).
http://athenswalker.blogspot.com/2012/08/day-trip-from-athens-to-vravrona.html
Sztuczne karmienie zastępowało karmienie piersią albo z powodu mody, albo konieczności. W dobie rewolucji przemysłowej kobiety poszły do pracy w fabryce, a niemowlęta zostawiły z matkami, babciami czy starszymi córkami. O urlopach macierzyńskich nikomu się nie śniło, matki wracały do pracy kilka dni po porodzie. W uprzemysłowionych miastach śmiertelność niemowląt drastycznie wzrosła. Na wzrost karmienia piersią nieoczekiwany wpływ miał tzw. Manchester Cotton Famine (1861-1865), kiedy z powodu braku bawełny spowodowanego wojną secesyjną fabryki ograniczyły produkcję. Zwalniano przede wszystkim kobiety, które zostały zmuszone zostać w domu i wreszcie miały możliwość karmienia swoich dzieci. Wówczas mimo trudnej sytuacji ekonomicznej śmiertelność niemowląt gwałtownie spadła.


Czym karmiono noworodki?
Na podstawie: Valerie Filder, The Culture and Biology of Breastfeeding: A Historical Review of Western Europe, s. 101-126.

W niektórych kulturach istniało przekonanie, że siara szkodzi dzieciom. Dlatego podawano noworodkom rytualną mieszankę albo mleko innej kobiety. W starożytnych Indiach przygotowywano dla nowonarodzonego dziecka mieszankę miodu, klarowanego masła, soku z liści Brahmi i Anata oraz złotego piasku. Soranus z Efezu (I w. n.e.) polecał jako pierwszy pokarm przegotowany miód lub miód z kozim mlekiem.

Przy takim postępowaniu świeżo upieczone matki musiały się sporo natrudzić, żeby utrzymać laktację. Niektóre pozwalały nawet ssać swoje piersi zwierzętom.