piątek, 18 października 2013

Jak kochać dziecko



Janusz Korczak
Jak kochać dziecko
Warszawa: Wydawnictwo Akademickie "Żak", 2002

W tej edycji ukazała się pierwsza z czterech części dzieła Jak kochać dziecko, tj. Dziecko w rodzinie (pierwsze wydanie: 1918).



Czym różni się współczesne bycie mamą od doświadczenia naszych prababci sprzed stu lat?

Nasze dzieci są szczepione, w razie choroby dostają antybiotyk, noszą jednorazowe pieluszki, mają multimedialne zabawki edukacyjne, jedzą wyprodukowaną specjalnie dla nich żywność z dodatkiem witamin i minerałów, chodzą do przedszkola i na coraz liczniejsze zajęcia dodatkowe.

A jednak po lekturze Jak kochać dziecko Janusza Korczaka mam wrażenie, że niewiele się zmieniło. I wcale nie jest to optymistyczny wniosek. Przez sto lat nie potrafiliśmy poznać naszych dzieci.

Główną ideą tej książki jest zwrócenie uwagi rodzica na dziecko. Na to, że nie jest ono przykładem z podręcznika medycyny, wychowania, żywienia, ale odrębną osobą z własnym organizmem, własną psychiką, możliwościami i ograniczeniami. Cel, który stawia sobie Korczak, to "chcę nauczyć rozumieć i kochać".


***
  • Jedz, choć syt jesteś, choćby z obrzydzeniem; idź spać bodaj ze łzami, choć godzinę czekać będziesz na sen. Bo musisz, bo żądam, abyś było zdrowe. Nie baw się piaskiem, noś obcisłe spodenki, nie targaj włosków, bo żądam, byś było ładne. "Ono jeszcze nie mówi... Ono jest starsze od... a pomimo to jeszcze... Ono się źle uczy..." Zamiast patrzeć, by poznać i wiedzieć, bierze się pierwszy z brzegu przykład "udanego dziecka" - i stawia żądanie własnemu: oto wzór, od którego masz być podobne.

  • Gdyby młoda matka wiedziała, jak decydujące są te pierwsze dni i tygodnie, nie tyle dla zdrowia dziecka dziś, ile dla przyszłości obojga. A jak je łatwo zmarnować!

  • Poród w sferze gdzie panuje fanatyzm wygody, jest czymś tak jedynym i złośliwie wyjątkowym, że matka kategorycznie żądała od natury sowitej nagrody. Jeśli zgodziła się na zrzeczenia, przykrości, dolegliwości ciąży i cierpienia porodu - dziecko powinno być takie, jakiego pragnęła.

  • Każda matka może karmić, każda ma dostateczną ilość pokarmu; tylko nieznajomość techniki karmienia pozbawia ją przyrodzonej zdolności.

  • "Złamiesz rękę, przejadą cię, pies ukąsi. Nie jedz śliwek, nie pij wody, nie chodź boso, nie biegaj po słońcu, zapnij palto, zawiąż szalik." [...] I jeśli dziecko uwierzy, nie zje potajemnie funta śliwek, i zmyliwszy czujność gdzieś w kącie z biciem serca nie zapali zapałki, jeśli posłusznie, biernie, ufnie podda się żądaniu unikania wszelkich doświadczeń, zrzeczenia prób, odrzucenia wysiłków, każdego odruchu woli - co pocznie, gdy w sobie, we wnętrzu swej duchowej istoty, odczuje coś, co rani, parzy, kąsa?

  • Będzie chodziło [...] Będzie mówiło [...] Czym to dziś dziecka gorsze, mniej cenne od jutra? [...] Gdy wreszcie jest już jutro, czekamy na nowe, Bo zasadniczy pogląd: dziecko nie jest, a będzie, nie wie, a będzie wiedziało, nie może, a dopiero będzie mogło - zmusza do ciągłego oczekiwania.

piątek, 13 września 2013

Polityka karmienia piersią

Gabrielle Palmer
Polityka karmienia piersią
przeł. Anna Rogozińska
Warszawa: mamania, 2011



Raczej nie polecam lektury tej książki mężczyznom. Choć nie jest to główny temat książki Gabrielle Palmer, to można odnieść wrażenie, że według autorki połowa naszej populacji nie dość, że jest brzydsza, to w dodatku niepotrzebna. O sile społeczeństwa decydują kobiety dzięki swoim atutom, w jakie wyposażyła je natura, czyli przede wszystkim dzięki karmieniu piersią. Niestety, mężczyźni realizując swoje brudne interesy, dobrali się nawet do tej intymnej relacji matki i dziecka.

Trudno się nie uśmiechnąć.

Ale na pewno warto przeczytać. Nawet jeśli kogoś razi radykalizm Gabrielle Palmer, warto zdać sobie sprawę, że według UNICEF-u tylko w 2007 roku zmarło na świecie półtora miliona dzieci, które mogłyby żyć, gdyby były karmione piersią.

Polityka karmienia piersią mówi przede wszystkim o tej moralnej odpowiedzialności producentów mleka w proszku. Mimo wielu bulwersujących fragmentów Palmer nie walczy z kobietami karmiącymi butelką, z mężczyznami, z lekarzami, ale właśnie z wielkimi koncernami żywieniowymi, poświęcającymi ludzkie zdrowie i życie dla pieniędzy.

Nam, mieszkańcom tej bogatszej części świata, karmienie butelką wydaje się pewną alternatywą, zależną od indywidualnych preferencji. Choć wybór butelki nie ma tak drastycznych konsekwencji, jak w krajach Trzeciego Świata, to i tak wpływa na zdrowie dzieci. Źródła ONZ podają, że gdyby rozpropagować karmienie piersią, wydatki na leczenie pięciu popularnych chorób niemowlęcych spadłyby w Wielkiej Brytanii o 40 milionów funtów, a liczba hospitalizacji i wizyt u lekarza zmniejszyłaby się o kilka dziesiątków tysięcy rocznie.

Palmer pokazuje, jak współczesna kultura, sterowana przez media i reklamę, odnosi się do karmienia piersią. Przedstawia więc obraz cywilizacji zachodniej, gdzie załamał się międzypokoleniowy przekaz informacji, kobiety zostały pozbawione informacji dotyczących karmienia, a od matek oczekuje się szybkiego powrotu do pracy.

To jednak nic w porównaniu z promowaniem karmienia butelką w krajach słabo rozwiniętych, np. poprzez rozdawanie mleka modyfikowanego w ramach pomocy humanitarnej.
„Podczas wojen na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych do wyczerpanych wojną krajów byłej Jugosławii napływały transporty mleka modyfikowanego i butelek. W 1994 roku w szkockiej telewizji pojawiły się reklamy sponsorowane przez firmę Cow & Gate (firmę-dziecko Nutricii). Zwracały się one o pomoc „w imieniu bośniackich dzieci, które potrzebują waszej pomocy”. Głos Jeremy’ego Ironsa rozbrzmiewał powagą i domagał się natychmiastowego działania, a kamera robiła zbliżenie na kobietę karmiącą piersią. Pełen zatroskania głos kobiecy pytał: „Jak musi się czuć ta matka, wiedząc, że jej dziecko cierpi z głodu?” […] Następuje zbliżenie na niemowlę, które leży na boku ssąc butelkę, napełnianą mlekiem. […] Następował numer telefonu, na który można było dzwonić celem udzielenia wsparcia finansowego. Tym, którzy zadzwonili, sugerowano, by poza ofiarowaniem pieniędzy zakupili kilka paczek produktów firmy Cow & Gate i wysłali je do agencji, która przetransportuje je do Bośni.” (s. 101).
Co jest złego w rozdawaniu darmowego mleka w ogarniętej wojną Bośni lub w ubogich krajach Afryki czy Azji? Czy to źle, że matki dostają jedzenie dla swoich dzieci? Jednak samo przygotowanie mleka modyfikowanego, mimo że pozornie łatwe, wiąże się z wieloma zagrożeniami.
  • Wystarczy tylko dolać wody, tylko że ponad miliard ludzi nie ma dostępu do wody pitnej.
  • Wystarczy tylko ją przegotować, tylko że koszty drewna, węgla, nafty, gazu lub prądu na jej podgrzanie zjadają lwią część budżetu ubogiej rodziny.
  • Wystarczy tylko zachować higienę, tylko że jedna trzecia ludności świata nie ma dostępu do kanalizacji.
  • Wystarczy przygotować mleko według instrukcji na opakowaniu, tylko że wiele ludzi ma problem z przeczytaniem etykiety z powodu analfabetyzmu.
  • Wreszcie wystarczy tylko pójść do sklepu i kupić mieszankę, tylko że trzeba za to zapłacić.

W rezultacie co 30 sekund na świecie umiera dziecko na skutek wywołanej niezachowaniem higieny biegunki lub innej choroby, której dałoby się uniknąć przy karmieniu piersią.

Matka z Islamabadu (Pakistan) karmi swoje pięciomiesięczne bliźniaki. Chłopiec jest karmiony piersią. Dziewczynka karmiona butelką jest niedożywiona i cierpi na nawroty biegunki.
(Breastfeeding: Biocultural Perspectives, red. P. Stuart-Macadam, K. Dettwyler, Piscataway 1995, s. 14)

W tej sytuacji Gabrielle Palmer widzi złą wolę firm żywieniowych. Od 1981 roku istnieje Międzynarodowy Kodeks Marketingu Produktów Zastępujących Mleko Kobiece, zabraniający reklamy substytutów mleka kobiecego, zwłaszcza na terenie placówek służby zdrowia, jednak koncerny omijają lub wręcz łamią jego zapisy. Stąd rozdawanie darmowych próbek na oddziałach położniczych (sama dostałam „wyprawkę” z herbatką „po 1. miesiącu”) i lawina reklam mleka następnego, które przez producentów nie jest uważane za produkt zastępujący mleko kobiece.

Okiem mamy:

Chociaż wydaje się, że w Polsce każda mama zdrowego noworodka ma alternatywę: karmić piersią czy butelką, ja sama doświadczyłam wielu trudności w utrzymaniu laktacji: od braku informacji na oddziale położniczym, przez nieznalezienie bezpłatnej konsultacji laktacyjnej, po usilne namowy rodziny na dokarmianie mieszanką. Kosztowało mnie to wiele nerwów, więc tym bardziej cenię sobie każdy głos za karmieniem piersią. Nawet jeśli jest tak skrajny jak Gabrielle Palmer.

wtorek, 16 lipca 2013

Szklany zamek



Jeannette Walls
Szklany zamek
przeł. Anna Zielińska
Warszawa: Świat Książki, 2006



Ukazało się już drugie polskie wydanie tej książki, również w tłumaczeniu Anny Zielińskiej (Warszawa: Remi, 2013).


Mała Jeannette kochała pustynię. Łapała tam jaszczurki i zbierała minerały. Tańczyła w deszczu i jadła kaktusy. Była wyjątkowo bystra i rozwinięta, zresztą tak jak jej rodzeństwo. Od piątego roku życia czytała książki bez obrazków i uczyła się matematyki. Znała alfabet Morse’a, a prace domowe z matematyki rozwiązywała w systemie dwójkowym, żeby się nie nudzić. Jej mama była malarką i zazwyczaj nie pracowała poza domem, a tato był najwspanialszym na świecie pogromcą dziecięcych strachów z niezwykłym darem opowiadania.

Jeannette w wieku trzech lat (po prawej) z dwójką rodzeństwa
http://bi.gazeta.pl/im/cc/48/cf/z13584588Q,Jeannette-Walls--po-prawej--w-wieku-trzech-lat-z-m.jpg

Sielskie dzieciństwo?

Nieodłączną część życia Jeannette stanowiły głód, zimno i wstyd. W szkole wyciągała niedojedzone kanapki ze śmietnika. Żeby ogrzać dom, zbierała bryłki węgla, które spadały z ciężarówek. Chodziła w płaszczu bez guzików i próbowała samodzielnie wyprostować sobie zęby za pomocą aparatu z wieszaka. Jej ojciec pił, a skupiona na własnych potrzebach matka zostawiała dzieci samym sobie.

Po latach Jeannette odniosła sukces jako dziennikarka i postanowiła zmierzyć się z własną przeszłością. W ten sposób powstała książka Szklany zamek opowiadająca o jej trudnym, ale niejednoznacznym dzieciństwie.

Dorosła Jeannette z matką Rose Mary
http://graphics8.nytimes.com/images/2013/05/26/magazine/26walls1/mag-26Walls-t_CA0-articleLarge.jpg

Można czytać tę powieść w wielu kluczach. Szklany zamek to książka o:
  • wolności realizowanej w takim stopniu, że prowadzi do degradacji osoby. Rose Mary i Rex Wallsowie czuli się przede wszystkim wolni i swoją wolność demonstrowali poprzez stosunek do rządowej administracji, społecznych konwenansów, przepisów porządkowych. Stać ich było na to, żeby kąpać się w miejskiej fontannie, stale podróżować przez Stany, włożyć rękę do klatki z tygrysem, nie gotować obiadów itp. Radykalne demonstrowanie swojej wolności pogrążało jednak całą rodzinę w społecznym ostracyzmie i coraz dotkliwszej biedzie.
  • ludziach, którzy nie chcą pozwolić sobie pomóc. Dobrze ilustruje to stosunek Rose Mary do opieki społecznej:
„Korzystanie z opieki społecznej – oznajmiła – powoduje nieodwracalne szkody w psychice dzieci. Od czasu do czasu bywacie głodni, ale jak się najecie, znowu jest dobrze” (s. 223).
  • zaniedbywanych dzieciach z patologicznej rodziny, które chowały się w toalecie podczas przerwy śniadaniowej, czasami jadały karmę dla kotów, przyprowadzały ojca z baru do domu, nie miały łazienki, rozpalały mokre drzewo w piecu naftą i były wyśmiewane nawet przez najbiedniejszych sąsiadów.
  • self-made people, którzy własną pracowitością i determinacją zmieniają własne życie. Całe rodzeństwo Wallsów wyjechało do Nowego Jorku. Tam podejmując różne zajęcia, skończyli studia, założyli rodziny, zrobili karierę. Stać ich było na kolekcje książek, drogie meble i obiady w dobrych restauracjach.

Spośród tych wielu ścieżek lektury mnie najbardziej poruszył opis pewnej dynamiki rozwoju dziecka i zmiany jego potrzeb. Dopóki Jeannette i jej rodzeństwo są mali, nie kwestionują stylu życia swoich rodziców. Przystosowują się do niego ze zdumiewającą łatwością. Choć czasami zdarzają się pewne niewygody, to przecież ich ojcem jest niepokonany Rex Walls, a matką wielka artystka Rose Mary. Słowa rodziców, że ich życie jest wielką i fascynującą przygodą, mają moc sprawczą.

Problemy zaczynają się, gdy dzieci dorastają i zaczynają zauważać, że inni żyją zupełnie inaczej. Co więcej, sposób życia ich rodziców nie tylko nie budzi szacunku, ale kpiny i odtrącenie. Głód i zimno to jedna strona medalu. Zdaje się, że znacznie dotkliwszy jest wstyd. Stopniowo pojawia się świadomość tego, że wcale nie musi tak być, że mogliby żyć lepiej i że o ich życiu decyduje pewna wizja świata ich rodziców, której oni wcale nie muszą akceptować. Dlatego jakakolwiek zmiana będzie się wiązała z zerwaniem z rodzinnym domem.

sobota, 1 czerwca 2013

Karmienie piersią. Perspektywy biokulturowe (Breastfeeding: Biocultural Perspectives), cz. 4


Patricia Stuart-Macadam, Katherine A. Dettwyler (eds.)
Breastfeeding. Biocultural Perspectives
Piscataway: Aldine Transaction, 1995


Jak karmienie piersią wpływa na powrót płodności po porodzie?
Na podstawie: Peter T. Ellison, Breastfeeding, Fertility, and Maternal Condition, s. 305-339.

Przed powrotem płodności po porodzie chroni nie sam fakt karmienia piersią, ale częstotliwość, z jaką dziecko ssie pierś matki. Kluczową rolę odgrywa prolaktyna – hormon, na którego produkcję wpływa stymulacja brodawek. Prolaktyna odpowiada za wytwarzanie pokarmu, ale również nie dopuszcza do owulacji. Za każdym razem, kiedy dziecko ssie pierś, hormon jest uwalniany do krwi w ciągu kilku minut, a potem następuje powolny spadek jego poziomu.

http://curiousbabycuriousmum.wordpress.com/tag/kung-san/
 W 1980 roku przeprowadzono badania poziomu prolaktyny u karmiących matek ze zbieracko-łowieckiego plemienia !Kung (! oznacza mlaśnięcie językiem) żyjącego na Pustyni Kalahari w Afryce Południowej. Kobiety z tego plemienia zachodzą w ciążę średnio co 44 miesiące. Ponieważ należą do ludu zbierackiego, nie mają dostępu do mleka zwierząt ani do zbóż, którymi można by karmić niemowlęta i małe dzieci. Dopóki dzieci nie nauczą się jeść mięsa i korzonków, karmi się je piersią. Dzieci są noszone przez cały dzień w chuście, śpią razem z rodzicami i ssą pierś matki 4 razy na godzinę według naturalnego, ale powtarzającego się u niemal wszystkich niemowląt z tego plemienia schematu: 2 minuty ssania, 13-minutowa przerwa. Taka częstotliwość utrzymuje się nawet u dwuletnich dzieci. W konsekwencji aktywność jajników zostaje zatrzymana do 3. roku po porodzie.


Czy karmienie piersią chroni przed rakiem piersi?
Na podstawie: Patricia Stuart-Macadam, Biocultural Perspectives on Breastfeeding, s. 1-38.
http://natasek.blogspot.com/2011/07/
breastfeeding-through-art.html


 
Niby każdy wie, że tak, ale ten przykład naprawdę przekonuje. Rak piersi występuje bardzo rzadko wśród kobiet inuickich (czyli rdzennych mieszkanek terenów arktycznych) i do 1969 roku (kiedy przeprowadzono badania) zdarzył się tylko jeden potwierdzony przypadek nowotworu piersi wśród kanadyjskich Inuitów. Przydarzyło się to kobiecie, która chociaż wykarmiła siedmioro dzieci, każde ponad dwa lata, nigdy nie używała jednej piersi (tej, którą później zaatakowała choroba), gdyż uważała, że „brodawka po tej stronie nie działa”.

sobota, 25 maja 2013

Karmienie piersią. Perspektywy biokulturowe (Breastfeeding: Biocultural Perspectives), cz. 3




Patricia Stuart-Macadam, Katherine A. Dettwyler (eds.)
Breastfeeding. Biocultural Perspectives
Piscataway: Aldine Transaction, 1995


Po co kobietom piersi?
Na podstawie: Katherine A. Dettwyler, Beauty and the Breast: The Cultural Context of Breastfeeding in the United States, s. 167-215.
 
W większości kultur na świecie (177 ze 190 przebadanych) kobiece piersi nie budzą erotycznych skojarzeń. Jednak w naszej zachodniej cywilizacji erotyczna funkcja biustu jest wykorzystywana na co drugim billboardzie. Ma również zasadniczy wpływ na przemysł chirurgii plastycznej. Czy jednak operacyjne powiększenie piersi nie jest formą okaleczenia? Katherine Dettwyler porównuje je do chińskiego zwyczaju krępowania dziewczynkom nóżek

cecha
chiny
stany zjednoczone
Część ciała
Stopa
Piersi
Normalna funkcja biologiczna
Chodzenie
Karmienie
Funkcja zdefiniowana kulturowo
Stymulacja seksualna
Stymulacja seksualna
Modyfikacja kulturowa
Krępowanie stóp
Operacyjne powiększanie piersi
Wpływ na normalną funkcję
Często całkowicie osłabiona
Często całkowicie osłabiona
Inspirator
Zwykle kobiety, dla swoich córek
Zwykle kobiety, dla samych siebie
Wpływ na zdrowie
Blizny, infekcje, ból
Blizny, infekcje, ból, być może choroby autoimmunologiczne


Fragment artykułu Katherine Dettwyler:
„Zdaję sobie sprawę, że to, do czego nawołuję, to nic innego jak rewolucja kulturowa. […] Możemy przywrócić naszym piersiom właściwe znaczenie, czyli bycie najważniejszym miejscem kontaktu między matką a nowonarodzonym dzieckiem. Możemy zrobić tak dużo jak to tylko możliwe, aby ułatwić wszystkim kobietom karmienie piersią i zapewnić im wszystkie potrzebne informacje o żywieniu niemowląt.
  • Żadne dziecko nie powinno być zmuszone do butelki, tylko dlatego że jego mama myślała, że jest to „tak samo dobre”.
  • Żadne dziecko nie powinno być zmuszone do butelki, tylko dlatego że jego mama myślała, że „nie ma wystarczająco dużo pokarmu”.
  • Żadne dziecko nie powinno być zmuszone do butelki, tylko dlatego że jego mama myślała, że karmienie jest bolesne albo że może się odbywać tylko w domu.
  • Żadne dziecko nie powinno być zmuszone do butelki, tylko dlatego że jego mama nie miała wystarczająco długiego urlopu macierzyńskiego i/lub nie mogła znaleźć opieki dla dziecka w pobliżu jej pracy.
  • Żadne dziecko nie powinno być zmuszone do butelki, tylko dlatego że jego ojciec chciał mieć piersi mamy tylko dla siebie.”

Ścieżka do społeczeństwa przyjaznego karmieniu piersią otwiera się przed nami. Musimy tylko uczynić pierwszy krok.

poniedziałek, 20 maja 2013

Karmienie piersią. Perspektywy biokulturowe (Breastfeeding: Biocultural Perspectives), cz. 2


Patricia Stuart-Macadam, Katherine A. Dettwyler (eds.)
Breastfeeding. Biocultural Perspectives
Piscataway: Aldine Transaction, 1995



Jak kiedyś karmiono niemowlęta piersią?
Na podstawie: Valerie Filder, The Culture and Biology of Breastfeeding: A Historical Review of Western Europe, s. 101-126.

Przed okresem neolitycznym i udomowieniem bydła nie było wyboru. Albo dziecko było karmione piersią, albo umierało. Ewentualnie mogło być karmione przez inną kobietę niż własna matka. Wzmianki o mamkach pojawiają się już w starożytnym Egipcie i Mezopotamii. W średniowiecznej i nowożytnej Europie mamka stała się niezbędna w bogatych rodzinach, co niektórzy tłumaczą presją na szlachetnie urodzone kobiety, by rodziły jak najwięcej potomków (a laktacja, jak wiadomo, wydłuża przerwy między dziećmi).

http://www.meltingpotinternational.com/features3_archive1.html
Karmienie piersią w wyższych sferach powróciło do łask w drugiej połowie osiemnastego wieku wraz z oświeceniowymi postulatami powrotu do natury. Niejaki H. Newcom bronił przekornie kobiet karmiących piersią: „dama, która chce zniżyć się do karmienia, nawet własnego dziecka, staje się niemodna i nieelegancka, jak gentleman, który nie chce pić, przysięgać i przeklinać”.


A jak nie karmiono piersią?
Na podstawie: Valerie Filder, The Culture and Biology of Breastfeeding: A Historical Review of Western Europe, s. 101-126.

W starożytności karmiono niemowlęta krowim lub kozim mlekiem, które podawano w rożkach do ssania, bańkach, garnuszkach ze smoczkami z kawałka szmatki, butelkach i łyżkach. W grobach niemowlęcych z ok. 4000 lat p.n.e. znaleziono naczynia do karmienia, niektóre z pozostałościami mleka.

Butelki do karmienia niemowląt. Starożytna Grecja.
Muzeum Archeologiczne we Wrawronie (Grecja).
http://athenswalker.blogspot.com/2012/08/day-trip-from-athens-to-vravrona.html
Sztuczne karmienie zastępowało karmienie piersią albo z powodu mody, albo konieczności. W dobie rewolucji przemysłowej kobiety poszły do pracy w fabryce, a niemowlęta zostawiły z matkami, babciami czy starszymi córkami. O urlopach macierzyńskich nikomu się nie śniło, matki wracały do pracy kilka dni po porodzie. W uprzemysłowionych miastach śmiertelność niemowląt drastycznie wzrosła. Na wzrost karmienia piersią nieoczekiwany wpływ miał tzw. Manchester Cotton Famine (1861-1865), kiedy z powodu braku bawełny spowodowanego wojną secesyjną fabryki ograniczyły produkcję. Zwalniano przede wszystkim kobiety, które zostały zmuszone zostać w domu i wreszcie miały możliwość karmienia swoich dzieci. Wówczas mimo trudnej sytuacji ekonomicznej śmiertelność niemowląt gwałtownie spadła.


Czym karmiono noworodki?
Na podstawie: Valerie Filder, The Culture and Biology of Breastfeeding: A Historical Review of Western Europe, s. 101-126.

W niektórych kulturach istniało przekonanie, że siara szkodzi dzieciom. Dlatego podawano noworodkom rytualną mieszankę albo mleko innej kobiety. W starożytnych Indiach przygotowywano dla nowonarodzonego dziecka mieszankę miodu, klarowanego masła, soku z liści Brahmi i Anata oraz złotego piasku. Soranus z Efezu (I w. n.e.) polecał jako pierwszy pokarm przegotowany miód lub miód z kozim mlekiem.

Przy takim postępowaniu świeżo upieczone matki musiały się sporo natrudzić, żeby utrzymać laktację. Niektóre pozwalały nawet ssać swoje piersi zwierzętom.

czwartek, 9 maja 2013

Karmienie piersią. Perspektywy biokulturowe (Breastfeeding: Biocultural Perspectives), cz. 1


Patricia Stuart-Macadam, Katherine A. Dettwyler (eds.)
Breastfeeding. Biocultural Perspectives
Piscataway: Aldine Transaction, 1995


Czy karmienie piersią ma jakieś znaczenie dla społeczeństwa? Czy też jest to sprawa jedynie prywatna? Uważa się ją za naturalną, modną, ekologiczną, prozdrowotną, intymną, wstydliwą, obsceniczną. Chyba najrzadziej jako neutralną. O tym, jakie korzyści przynosi karmienie matce i niemowlęciu, jak wpływa na wskaźniki epidemiologiczne i jaki jest społeczny odbiór kobiecych piersi, piszą autorzy artykułów zebranych przez dwie antropolożki Patricię Stuart-Macadam i Katherine A. Dettwyler w książce Karmienie piersią. Perspektywy biokulturowe (Breastfeeding: Biocultural Perspectives). Autorami tekstów są, oprócz antropologów, historycy, lekarze, a nawet jeden zoolog, stąd wielość perspektyw i tematów, takich jak: wpływ środowiska na decyzje dotyczące żywienia niemowląt czy związek laktacji z rakiem piersi, zespołem nagłej śmierci niemowląt lub niepłodnością poporodową.

Karmienie piersią. Perspektywy biokulturowe jest warte polecenia wszystkim dociekliwym, którym nie wystarczają przypadkowe porady na forach internetowych. Znajdują się tutaj obszerne bibliografie i omówienia badań naukowych z ostatniego półwiecza. Książka ma charakter akademicki, dlatego prezentowane tezy zostały poparte listą potwierdzających je publikacji. Towarzyszy temu nie najłatwiejszy język, z pewnością nieprzypominający tego używanego w popularnych podręcznikach dla rodziców.

Karmienie piersią. Perspektywy biokulturowe wyszło w 1995 roku i odzwierciedla ówczesny stan wiedzy. Trzeba zatem pamiętać, że w ciągu 18 lat sporo się zmieniło.


Na jak długie karmienie zaprogramowała nas natura?
Na podstawie: Katherine A. Dettwyler, The Hominid Blueprint for the Natural Age of Weaning in Modern Human Populations, s. 39-74.
 
http://www.ilithyiainspired.com/2012/05/breastfeeding-4-year-old.html

Kiedy dziecko jest gotowe, żeby je odstawić od piersi? Prawdopodobnie lepiej je samo o to zapytać, posłuchajmy jednak, co i antropologowie mają do powiedzenia.

Badania ssaków naczelnych (oprócz ludzi) wskazują na wiek między 2,5 a 7 rokiem życia. W kulturach tradycyjnych karmi się dziecko najczęściej od 2 do 4 lat. W Stanach Zjednoczonych znacznie poniżej jednego roku. Zanotowany przez badaczy przypadek najdłuższego karmienia piersią dotyczył dziecka, które miało 15 lat.


Na jakiej podstawie określa się wiek, w którym dzieci powinny być odstawione?
Na podstawie: Katherine A. Dettwyler, The Hominid Blueprint for the Natural Age of Weaning in Modern Human Populations, s. 39-74.

http://doublethink.us.com/paala/tag/facebook-nurse-in/

Niektórzy mówią, że takim momentem jest potrojenie przez dziecko masy urodzeniowej (około roku) albo 9. miesiąc życia (tyle, ile trwa ciąża). Te wskazania nie są jednak poparte przekonującymi argumentami. Antropolodzy proponują zasadę czterokrotnego zwiększenia masy urodzeniowej albo sześciokrotność okresu ciąży. Inne wskaźniki określają wiek odstawienia na osiągnięcie jednej trzeciej masy dorosłego człowieka albo wyrżnięcie się pierwszego stałego zęba trzonowego.

środa, 1 maja 2013

Dziecko z bliska. Zbuduj szczęśliwą relację



Agnieszka Stein

Dziecko z bliska. Zbuduj szczęśliwą relację
Warszawa: mamania, 2012


Termin „rodzicielstwo bliskości” robi zawrotną karierę. Zazwyczaj kojarzy się je z kilkoma wskazaniami dotyczącymi opieki nad niemowlęciem i małym dzieckiem:
  • karmieniem piersią na żądanie,
  • spaniem z dzieckiem w jednym łóżku,
  • niezostawianiem dziecka do „wypłakania się”,
  • częstym noszeniem dziecka.
To wszystko można znaleźć w książce Agnieszki Stein, ale nie w formie garści rzuconych rodzicom porad. Autorka psychologicznie je motywuje i umieszcza w kontekście relacji miedzy dzieckiem a rodzicem.

Agnieszka Stein opisuje rodzicielstwo jako wielką przygodę, w której zadaniem rodzica jest zbudować dobrą relację ze swoim dzieckiem, pomóc mu oswoić emocje i wspierać w rozwoju. Mogłoby się wydawać, że to wszystko znajdziemy też w setkach innych psychologicznych poradników dla rodziców. Wystarczy jednak otworzyć książkę, żeby dowiedzieć się, że kary (i nagrody) są niepotrzebne i wręcz szkodliwe (przeczytać coś takiego w kontekście tej całej dyskusji o wyższości karnego jeżyka nad zakazem telewizji!), powtarzanie nie, nie rusz, nie wolno, uważaj to ograniczanie samodzielnych wyborów dziecka, a stosowane powszechnie strategie wychowawcze to zatruwanie dzieciom życia, z którego większość rodziców z ulgą by zrezygnowała.

Dziecko z bliska zawiera wiele mądrych i inspirujących uwag o relacji rodzic-dziecko. Wybrałam jedynie kilka z nich:

  • Małe dziecko ma potrzebę autonomii i bardzo mało okazji do jej zaspokajania. Warto więc pozwolić mu decydować o sobie (np. w wyborze jedzenia, ubrania).
  • Należy uszanować własne granice dziecka, zanim zacznie się jakieś mu stawiać.
  • Naturalnym środowiskiem dla dziecka i rodziców jest struktura podobna do struktury plemienia. Warto zatem stworzyć grono znajomych (dorosłych i dzieci), z którymi można utrzymywać regularne kontakty.
  • Dziecko rodzi się bez umiejętności radzenia sobie ze swoimi emocjami i musi nabyć tę umiejętność w trakcie rozwoju, co czasem przypomina uczenie się kierowania słoniem.
  • Można wspierać naturalny rozwój dziecka przez pozwolenie mu na zabawę jedzeniem, wodą, śmieciami, brudzenie się, nicnierobienie. Można wspólnie z nim tańczyć, śpiewać, bałaganić, sprzątać, wariować, gotować, zamieniać się rolami, przebierać się…
  • Czasem dzieci doprowadzają rodziców do szału. Ale rodzice dzieci też.
  • Nie trzeba być idealnym rodzicem. Najlepszy rodzic jest „jedynie” wystarczająco dobry.

Jak przyznaje sama autorka, każda koncepcja wychowania jest oparta na jakimś założeniu filozoficznym:
„Na styl, w jakim człowiek buduje swoje relacje, także z dziećmi, duży wpływ ma jego życiowa filozofia. To, w co wierzy, jak rozumie otaczający go świat. […] Kiedy dorośli już ludzie stykają się z rozmaitymi poradami na temat wychowania, najczęściej wybierają z nich takie, które potwierdzają ich obraz rzeczywistości i świata.” (s. 38)
Światopoglądowe założenia Dziecka z bliska każą przyjąć, że świat jest przyjazny i bezpieczny, a ludzie dobrzy („ja jestem ok, ty jesteś ok” s. 41). Dzieci rodzą się dobre i zdolne do rozwoju, miłości, przyjaźni, a jeżeli coś po drodze się psuje, jest to wina rodziców, którzy nieświadomie przekazali im zafałszowany obraz świata. Wychowanie dzieci sprowadza się zatem do wspierania ich w naturalnym rozwoju i ograniczenia własnej ingerencji do zapewnienia im bezpieczeństwa.

Wynika z tych założeń, że:
  1. natura jest dobra sama w sobie i nie należy w nią ingerować (jakaś współczesna odmiana pelagianizmu),
  2. zło jest wynikiem błędu poznawczego (intelektualizm etyczny).
Pierwsza teza jest trudna do zweryfikowania. Trzeba by zapytać antropologów, czy ludy pierwotne żyjące w bliskości z naturą rzeczywiście realizują wizję raju utraconego, czy też nie są im obce zwykłe ludzkie wady, jak kłamstwo, nienawiść, zdrada itp. Z drugiej strony, dużej odwagi wymaga zakwestionowanie wartości rozwoju cywilizacji i głoszenie wyższości epoki kamienia łupanego.

Dyskutując z drugą tezą, przytacza się zazwyczaj zdanie Owidiusza: „widzę i pochwalam lepsze, podążam za gorszym”. Każdy, kto będąc na diecie, przeliczył kalorie w czekoladzie, a mimo to ją zjadł, wie, że nie wystarczy rozpoznać coś jako złe, żeby tego uniknąć.

Jedna z najbardziej kontrowersyjnych tez książki Dziecko z bliska dotyczy właśnie rezygnacji z wpajania rozróżnienia dobra i zła.
„Najprostszy sposób budowania dobrych relacji jest oparty nie o pojęcia dobra i zła, które są dość abstrakcyjne i przerażające jak się ma kilka lat, tylko o troskę o potrzeby wszystkich uczestników relacji. Dbałość o osobistą przestrzeń każdego członka rodziny.” (s. 114)
Trochę dziwi, dlaczego psycholog, która tak mądrze pisze o pojęciach autonomii, bliskości, granic w doświadczeniu małego dziecka, uważa, że właśnie pojęcie dobra jest dla niego abstrakcyjne. Stawianie dobrych relacji na miejscu pojęć dobra i zła to relatywizacja moralności i wprowadzenie subiektywnego kryterium: dobre/złe jest to, co mnie (uczestnikowi relacji) się podoba/nie podoba. Dziecko, które biega w zabłoconych butach po siedzeniu w pustym przedziale kolejowym nie zaniedbuje uczestników relacji, ale niszczy dobro wspólne i wyrządza krzywdę przyszłym anonimowym pasażerom, będącym poza relacją.

Agnieszka Stein pisze:
„Stawianie granic poprzez pokazywanie dziecku własnych potrzeb i reakcji jest bardziej pomocne niż konstruowanie wokół dziecka abstrakcyjnych reguł, zasad i zakazów.” (s.113)
Można się sprzeczać o to, czy skuteczniejsze jest „Nie wolno odkręcać kurka od gazu” czy „Nie lubię, jak odkręcasz kurek od gazu”. Ale zarówno w tej sytuacji, jak i gdy dziecko tłucze kolegę łopatką po głowie, informacja „nie podoba mi się to” jest nieadekwatna do sytuacji. Zakaz dotykania kontaktu elektrycznego czy gryzienia siostry nie opiera się na moim subiektywnym odczuciu dyskomfortu, ale na rozeznaniu tego działania jako złego.

Okiem mamy:
Od jakiegoś czasu śledziłam teksty Agnieszki Stein publikowane na portalach dzikiedzieci.pl i dziecisawazne.pl. Ceniłam ją za promowanie szacunku wobec dziecka i jego potrzeb. Po Dziecko z bliska sięgnęłam więc z ciekawością, przekonana, że znajdę tu taką koncepcję relacji z dzieckiem, która jest mi bliska. Jednak już po kilkudziesięciu stronach książki miałam mętlik w głowie, a po jej przeczytaniu stwierdziłam, że poglądy Agnieszki Stein nie są moimi. Mimo wielu cennych inspiracji obraz człowieka zdolnego bez niczyjej pomocy rozwinąć się fizycznie, emocjonalnie, moralnie jest zbyt ryzykowny, żebym miała go wypróbować na własnym dziecku.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój!



Carl Honoré
Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój!
przeł. Wojciech Mitura
Warszawa: Drzewo Babel, 2011


„Okay, przesunę balet o godzinę wcześniej, gimnastykę przełożę na inny termin i odwołam lekcję fortepianu… A ty przenieś swoje skrzypce na czwartek i daruj sobie trening piłki ręcznej… To nam daje czas na zabawę od 3:15 do 3:45 w środę szesnastego.”  


Ciężko jest być dzieckiem. Współcześnie dzieciństwu poświęca się niespotykaną wcześniej uwagę, a dziecko traktowane jest jako skarb, który trzeba chronić, a zarazem jako projekt, który trzeba rozwijać. Tym cenniejszy, że jego wartość szacowana jest na 300 tys. dolarów, które trzeba wydać, aby zapewnić potomstwu jedzenie, mieszkanie, ubranie, transport, opiekę zdrowotną, dzienną itp.

Komputer w kołysce

Już od narodzin, a nawet wcześniej, maluch jest poddawany różnorodnej stymulacji, mającej zwiększyć sprawność jego mózgu. Służą temu poradniki w rodzaju Cudowne niemowlęta czy Geniusz w kołysce, płyty z muzyką Mozarta, przyczepione do wózka elektroniczne zabawki emitujące dźwięki i światło. Zwykłego misia zastąpił iTeddy, który tym się różni od tradycyjnego pluszaka, że jego brzuszek wypełniają głośniki i kolorowy ekran 1,8’, a dzięki możliwości podłączenia do komputera i ściągnięcia multimediów „zabawa jest jeszcze bardziej ekscytująca”.

Korepetycje dla przedszkolaków

Jeszcze dziecko nie zdąży wyrosnąć ze swoich (edukacyjnych!) zabawek, a już nauka przybiera bardziej zinstytucjonalizowane formy. W doskonaleniu pisania, czytania i liczenia pomogą korepetycje dla przedszkolaków i nie tylko, gdyż tokijskie szkoły korepetycyjne przyjmują już dwulatków. Obniżył się wiek, w którym nauka staje się obowiązkiem, z drugiej strony wymagania stawiane uczniom znacznie wzrosły. Szkoły walczą o najlepsze miejsce w rankingach, rodzice walczą o najlepszą przyszłość dla swoich dzieci. Skutki to ukierunkowanie nauki na wyniki testów, kosztem zajęć ogólnorozwojowych, i nawał prac domowych zadawanych nawet na wakacje i nawet pięciolatkom.

Napięty rozkład dnia

Jeśli jednak szkoła nie wypełni dziecku całego czasu, zrobią to rodzice przy pomocy zajęć tzw. pozalekcyjnych. To przez ich nadmiar na Zachodzie „dziesięciolatki są tak zajęte, że chodzą z palmtopami, żeby się nie pogubić w terminach. Powszechnym zjawiskiem jest obiad lub odrabianie lekcji w samochodzie na pływalnię lub jazdę konną. Jedna z miejscowych matek co wieczór wysyła do męża i dwóch synów e-mail z uaktualnieniem programu następnego dania. Inna przyczepiła kartki z rozkładem dnia do drzwi frontowych i daszka przeciwsłonecznego nad przednią szybą rodzinnego transportera”.

"Na miejsca, gotowi, relaks!"

To tylko niektóre z tematów, które budzą obawy Carla Honoré. W swojej książce pisze też o konsekwencjach oglądania telewizji, braku dyscypliny i wpływie wszechobecnej reklamy. Nie ogranicza się jednak do gorzkich spostrzeżeń, ale śledzi również inicjatywy z całego świata, które mają przywrócić dzieciom dzieciństwo. Przedszkola na wolnym powietrzu, w których dzieci biegają cały dzień po dworze niezależnie od pogody, pomysły na proste zabawki rodem o podwórkowym rodowodzie (np. frog in the hole, którą zainspirowało dwóch nudzących się chłopców), miasto, które organizuje dzień bez dodatkowych zajęć, szkoły korzystające z alternatywnych koncepcji edukacyjnych, a przede wszystkim zdrowy rozsądek rodziców – to wszystko każe mieć nadzieję, że dzieci nie stracą swojego dzieciństwa.


Okiem mamy:

Książkę Carla Honoré szybko się czyta. Autor barwnym językiem opisuje swoje podróże po Chinach, Finlandii, Włoszech i innych częściach świata w poszukiwaniu ciekawych rozwiązań edukacyjnych. Przytacza dziesiątki historii prawdziwych rodzin, które w ten czy inny sposób musiały się zmierzyć z różnymi pedagogicznymi zagrożeniami. Wplata w to ciekawostki historyczne i statystyki. I pisze lekkim, wciągającym dziennikarskim stylem.

Brakuje jednak analizy przedstawionych zjawisk i ich przyczyn. Honoré poprzestaje na barwnym opisie i choć próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się dzieje, to nie rozwija swoich tez i nie wychodzi poza konwencję pisania lekko, łatwo i przyjemnie.

Oczywiście, ta książka opisuje jakiś ułamek naszego świata. Większość dzieci na naszej planecie nie ma raczej dylematu, czy zrezygnować z warsztatów „Młody naukowiec”, żeby zdążyć na lekcje francuskiego. Pod presją odbiega też od polskich realiów, chociaż warto zastanowić się, czy przypadkiem nie wszystko przed nami.
 


czwartek, 25 kwietnia 2013

Nie przydeptuj małych skrzydeł. O niezamierzonych zranieniach



Katarzyna Wnęk-Joniec
Nie przydeptuj małych skrzydeł. O niezamierzonych zranieniach 
Warszawa: Wydawnictwo Akademickie „ŻAK”, 2007

Ukazało się już trzecie, zmienione wydanie książki (Kraków: Wydawnictwa Oświatowe, 2013).







 
Króciutka (sześćdziesiąt cztery strony) książeczka w formie dwudziestu dwóch rad udzielanych rodzicowi przez dziecko. Autorka (psycholog i mama) promuje w niej wrażliwość na potrzeby dziecka.
  • Uczy dostrzegać wyjątkowość dziecka, czasem trudną do przyjęcia przez rodzica („nie lubię basenu, nie mam odwagi zjechać ze zjeżdżalni, a mój rowerek ma wciąż cztery kółka…” s. 13).
  • Zachęca do szacunku – bez przezwisk (nawet tak „niewinnych” jak „głuptasek” czy „beksa”), obmawiania (zwłaszcza w obecności dziecka) czy wyśmiewania.
  • Pokazuje, jak dziecko wspierać – poprzez proste „kocham cię”, przytulanie, zgodę na okazywanie emocji, także tych negatywnych (pojawia się kilka ciekawych wskazówek: narysowanie złości, miejsce do rzucania pluszakami, tupanie, oglądanie złości w lusterku).
  • Mówi o wychowaniu poprzez rozmowę, oswajanie lęków, przygotowywanie dziecka do ważnych zmian (np. pójście do przedszkola), dawanie czasu zamiast kolejnych zabawek.
  • Zauważa potrzeby rodzica. Rozdział „Pozwól sobie na błędy” mówi o tym, że nie ma idealnych matek i ojców i epizodyczny wybuch złości rodzica nie zrobi dziecku krzywdy.

Okiem mamy:
Książka promuje bardzo piękną, wręcz wzruszającą, wizję rodzicielstwa. Niektórym internetowym recenzentkom aż łza się w oku zakręciła. Moje zastrzeżenia dotyczą sposobu, w jaki to robi. Większość czasowników w tekście występuje w trybie rozkazującym: „nie pozwól”, „nie oceniaj”, „nie przekreślaj”, „nie rozczulaj się”, „naucz mnie”, „przytul mnie”. To tylko kilka pierwszych z brzegu. Dlaczego dziecko-narrator książki zwraca się w takiej formie do rodzica? A gdzie jest wrażliwość na potrzeby dorosłego, choćby na potrzebę szacunku, akceptacji, bycia nieetykietowanym?

Już sam podtytuł książki („O niezamierzonych zranieniach”) sugeruje, że bycie rodzicem to przede wszystkim (niezamierzone i nieuświadomione) krzywdzenie swojego dziecka. Z treści dwudziestu dwóch rozdziałów jeszcze dobitniej wynika, że lista grzechów lub co najmniej zaniedbań rodziców jest długa: „słowa, które zabijają”, narzucanie swojej wizji, włączanie nieodpowiednich filmów, klapsy, ciągłe zakazy, itp.

Autorka pisze: „Jeśli wciąż będę napotykał Twoje >nie rób<, >nie ruszaj<, >nie wchodź<, >nie skacz<, >stój spokojnie<… stanę się marionetką. Przestanę być mocnym, radosnym dzieckiem. Stanę się smutnym, małym człowiekiem” (s. 46). Bardzo mądra rada, którą chciałabym zadedykować wszystkim psychologom i autorom podręczników dla rodziców z panią Wnęk-Joniec na czele (należy jedynie zastąpić słowo „dziecko” słowem „rodzic”, a w miejsce wymienionych czasowników wpisać fragment jakiegokolwiek poradnika).

Blog o książkach dla rodziców



Co proponuje rynek wydawniczy na temat rodzicielstwa. Co warto przeczytać, a co niekoniecznie. Gdzie szukać inspiracji, a z czym polemizować.


Lubię książki i lubię być mamą. Dlatego oprócz powieści, reportaży i esejów czytam książki o rodzicielstwie. Czytam wtedy, kiedy mały chłopiec jest czymś zajęty – przy karmieniu i w piaskownicy. W tym blogu będę zamieszczać recenzje przeczytanych książek: poradników, książek kucharskich, opracowań naukowych. W części „Okiem mamy” o bardziej osobistym charakterze znajdą się moje prywatne, często trochę emocjonalne, uwagi.