środa, 1 maja 2013

Dziecko z bliska. Zbuduj szczęśliwą relację



Agnieszka Stein

Dziecko z bliska. Zbuduj szczęśliwą relację
Warszawa: mamania, 2012


Termin „rodzicielstwo bliskości” robi zawrotną karierę. Zazwyczaj kojarzy się je z kilkoma wskazaniami dotyczącymi opieki nad niemowlęciem i małym dzieckiem:
  • karmieniem piersią na żądanie,
  • spaniem z dzieckiem w jednym łóżku,
  • niezostawianiem dziecka do „wypłakania się”,
  • częstym noszeniem dziecka.
To wszystko można znaleźć w książce Agnieszki Stein, ale nie w formie garści rzuconych rodzicom porad. Autorka psychologicznie je motywuje i umieszcza w kontekście relacji miedzy dzieckiem a rodzicem.

Agnieszka Stein opisuje rodzicielstwo jako wielką przygodę, w której zadaniem rodzica jest zbudować dobrą relację ze swoim dzieckiem, pomóc mu oswoić emocje i wspierać w rozwoju. Mogłoby się wydawać, że to wszystko znajdziemy też w setkach innych psychologicznych poradników dla rodziców. Wystarczy jednak otworzyć książkę, żeby dowiedzieć się, że kary (i nagrody) są niepotrzebne i wręcz szkodliwe (przeczytać coś takiego w kontekście tej całej dyskusji o wyższości karnego jeżyka nad zakazem telewizji!), powtarzanie nie, nie rusz, nie wolno, uważaj to ograniczanie samodzielnych wyborów dziecka, a stosowane powszechnie strategie wychowawcze to zatruwanie dzieciom życia, z którego większość rodziców z ulgą by zrezygnowała.

Dziecko z bliska zawiera wiele mądrych i inspirujących uwag o relacji rodzic-dziecko. Wybrałam jedynie kilka z nich:

  • Małe dziecko ma potrzebę autonomii i bardzo mało okazji do jej zaspokajania. Warto więc pozwolić mu decydować o sobie (np. w wyborze jedzenia, ubrania).
  • Należy uszanować własne granice dziecka, zanim zacznie się jakieś mu stawiać.
  • Naturalnym środowiskiem dla dziecka i rodziców jest struktura podobna do struktury plemienia. Warto zatem stworzyć grono znajomych (dorosłych i dzieci), z którymi można utrzymywać regularne kontakty.
  • Dziecko rodzi się bez umiejętności radzenia sobie ze swoimi emocjami i musi nabyć tę umiejętność w trakcie rozwoju, co czasem przypomina uczenie się kierowania słoniem.
  • Można wspierać naturalny rozwój dziecka przez pozwolenie mu na zabawę jedzeniem, wodą, śmieciami, brudzenie się, nicnierobienie. Można wspólnie z nim tańczyć, śpiewać, bałaganić, sprzątać, wariować, gotować, zamieniać się rolami, przebierać się…
  • Czasem dzieci doprowadzają rodziców do szału. Ale rodzice dzieci też.
  • Nie trzeba być idealnym rodzicem. Najlepszy rodzic jest „jedynie” wystarczająco dobry.

Jak przyznaje sama autorka, każda koncepcja wychowania jest oparta na jakimś założeniu filozoficznym:
„Na styl, w jakim człowiek buduje swoje relacje, także z dziećmi, duży wpływ ma jego życiowa filozofia. To, w co wierzy, jak rozumie otaczający go świat. […] Kiedy dorośli już ludzie stykają się z rozmaitymi poradami na temat wychowania, najczęściej wybierają z nich takie, które potwierdzają ich obraz rzeczywistości i świata.” (s. 38)
Światopoglądowe założenia Dziecka z bliska każą przyjąć, że świat jest przyjazny i bezpieczny, a ludzie dobrzy („ja jestem ok, ty jesteś ok” s. 41). Dzieci rodzą się dobre i zdolne do rozwoju, miłości, przyjaźni, a jeżeli coś po drodze się psuje, jest to wina rodziców, którzy nieświadomie przekazali im zafałszowany obraz świata. Wychowanie dzieci sprowadza się zatem do wspierania ich w naturalnym rozwoju i ograniczenia własnej ingerencji do zapewnienia im bezpieczeństwa.

Wynika z tych założeń, że:
  1. natura jest dobra sama w sobie i nie należy w nią ingerować (jakaś współczesna odmiana pelagianizmu),
  2. zło jest wynikiem błędu poznawczego (intelektualizm etyczny).
Pierwsza teza jest trudna do zweryfikowania. Trzeba by zapytać antropologów, czy ludy pierwotne żyjące w bliskości z naturą rzeczywiście realizują wizję raju utraconego, czy też nie są im obce zwykłe ludzkie wady, jak kłamstwo, nienawiść, zdrada itp. Z drugiej strony, dużej odwagi wymaga zakwestionowanie wartości rozwoju cywilizacji i głoszenie wyższości epoki kamienia łupanego.

Dyskutując z drugą tezą, przytacza się zazwyczaj zdanie Owidiusza: „widzę i pochwalam lepsze, podążam za gorszym”. Każdy, kto będąc na diecie, przeliczył kalorie w czekoladzie, a mimo to ją zjadł, wie, że nie wystarczy rozpoznać coś jako złe, żeby tego uniknąć.

Jedna z najbardziej kontrowersyjnych tez książki Dziecko z bliska dotyczy właśnie rezygnacji z wpajania rozróżnienia dobra i zła.
„Najprostszy sposób budowania dobrych relacji jest oparty nie o pojęcia dobra i zła, które są dość abstrakcyjne i przerażające jak się ma kilka lat, tylko o troskę o potrzeby wszystkich uczestników relacji. Dbałość o osobistą przestrzeń każdego członka rodziny.” (s. 114)
Trochę dziwi, dlaczego psycholog, która tak mądrze pisze o pojęciach autonomii, bliskości, granic w doświadczeniu małego dziecka, uważa, że właśnie pojęcie dobra jest dla niego abstrakcyjne. Stawianie dobrych relacji na miejscu pojęć dobra i zła to relatywizacja moralności i wprowadzenie subiektywnego kryterium: dobre/złe jest to, co mnie (uczestnikowi relacji) się podoba/nie podoba. Dziecko, które biega w zabłoconych butach po siedzeniu w pustym przedziale kolejowym nie zaniedbuje uczestników relacji, ale niszczy dobro wspólne i wyrządza krzywdę przyszłym anonimowym pasażerom, będącym poza relacją.

Agnieszka Stein pisze:
„Stawianie granic poprzez pokazywanie dziecku własnych potrzeb i reakcji jest bardziej pomocne niż konstruowanie wokół dziecka abstrakcyjnych reguł, zasad i zakazów.” (s.113)
Można się sprzeczać o to, czy skuteczniejsze jest „Nie wolno odkręcać kurka od gazu” czy „Nie lubię, jak odkręcasz kurek od gazu”. Ale zarówno w tej sytuacji, jak i gdy dziecko tłucze kolegę łopatką po głowie, informacja „nie podoba mi się to” jest nieadekwatna do sytuacji. Zakaz dotykania kontaktu elektrycznego czy gryzienia siostry nie opiera się na moim subiektywnym odczuciu dyskomfortu, ale na rozeznaniu tego działania jako złego.

Okiem mamy:
Od jakiegoś czasu śledziłam teksty Agnieszki Stein publikowane na portalach dzikiedzieci.pl i dziecisawazne.pl. Ceniłam ją za promowanie szacunku wobec dziecka i jego potrzeb. Po Dziecko z bliska sięgnęłam więc z ciekawością, przekonana, że znajdę tu taką koncepcję relacji z dzieckiem, która jest mi bliska. Jednak już po kilkudziesięciu stronach książki miałam mętlik w głowie, a po jej przeczytaniu stwierdziłam, że poglądy Agnieszki Stein nie są moimi. Mimo wielu cennych inspiracji obraz człowieka zdolnego bez niczyjej pomocy rozwinąć się fizycznie, emocjonalnie, moralnie jest zbyt ryzykowny, żebym miała go wypróbować na własnym dziecku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz