czwartek, 25 kwietnia 2013

Nie przydeptuj małych skrzydeł. O niezamierzonych zranieniach



Katarzyna Wnęk-Joniec
Nie przydeptuj małych skrzydeł. O niezamierzonych zranieniach 
Warszawa: Wydawnictwo Akademickie „ŻAK”, 2007

Ukazało się już trzecie, zmienione wydanie książki (Kraków: Wydawnictwa Oświatowe, 2013).







 
Króciutka (sześćdziesiąt cztery strony) książeczka w formie dwudziestu dwóch rad udzielanych rodzicowi przez dziecko. Autorka (psycholog i mama) promuje w niej wrażliwość na potrzeby dziecka.
  • Uczy dostrzegać wyjątkowość dziecka, czasem trudną do przyjęcia przez rodzica („nie lubię basenu, nie mam odwagi zjechać ze zjeżdżalni, a mój rowerek ma wciąż cztery kółka…” s. 13).
  • Zachęca do szacunku – bez przezwisk (nawet tak „niewinnych” jak „głuptasek” czy „beksa”), obmawiania (zwłaszcza w obecności dziecka) czy wyśmiewania.
  • Pokazuje, jak dziecko wspierać – poprzez proste „kocham cię”, przytulanie, zgodę na okazywanie emocji, także tych negatywnych (pojawia się kilka ciekawych wskazówek: narysowanie złości, miejsce do rzucania pluszakami, tupanie, oglądanie złości w lusterku).
  • Mówi o wychowaniu poprzez rozmowę, oswajanie lęków, przygotowywanie dziecka do ważnych zmian (np. pójście do przedszkola), dawanie czasu zamiast kolejnych zabawek.
  • Zauważa potrzeby rodzica. Rozdział „Pozwól sobie na błędy” mówi o tym, że nie ma idealnych matek i ojców i epizodyczny wybuch złości rodzica nie zrobi dziecku krzywdy.

Okiem mamy:
Książka promuje bardzo piękną, wręcz wzruszającą, wizję rodzicielstwa. Niektórym internetowym recenzentkom aż łza się w oku zakręciła. Moje zastrzeżenia dotyczą sposobu, w jaki to robi. Większość czasowników w tekście występuje w trybie rozkazującym: „nie pozwól”, „nie oceniaj”, „nie przekreślaj”, „nie rozczulaj się”, „naucz mnie”, „przytul mnie”. To tylko kilka pierwszych z brzegu. Dlaczego dziecko-narrator książki zwraca się w takiej formie do rodzica? A gdzie jest wrażliwość na potrzeby dorosłego, choćby na potrzebę szacunku, akceptacji, bycia nieetykietowanym?

Już sam podtytuł książki („O niezamierzonych zranieniach”) sugeruje, że bycie rodzicem to przede wszystkim (niezamierzone i nieuświadomione) krzywdzenie swojego dziecka. Z treści dwudziestu dwóch rozdziałów jeszcze dobitniej wynika, że lista grzechów lub co najmniej zaniedbań rodziców jest długa: „słowa, które zabijają”, narzucanie swojej wizji, włączanie nieodpowiednich filmów, klapsy, ciągłe zakazy, itp.

Autorka pisze: „Jeśli wciąż będę napotykał Twoje >nie rób<, >nie ruszaj<, >nie wchodź<, >nie skacz<, >stój spokojnie<… stanę się marionetką. Przestanę być mocnym, radosnym dzieckiem. Stanę się smutnym, małym człowiekiem” (s. 46). Bardzo mądra rada, którą chciałabym zadedykować wszystkim psychologom i autorom podręczników dla rodziców z panią Wnęk-Joniec na czele (należy jedynie zastąpić słowo „dziecko” słowem „rodzic”, a w miejsce wymienionych czasowników wpisać fragment jakiegokolwiek poradnika).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz