Nie przydeptuj małych skrzydeł. O
niezamierzonych zranieniach
Warszawa: Wydawnictwo Akademickie „ŻAK”, 2007
Warszawa: Wydawnictwo Akademickie „ŻAK”, 2007
Ukazało się już trzecie, zmienione wydanie książki (Kraków:
Wydawnictwa Oświatowe, 2013).
Króciutka (sześćdziesiąt cztery strony) książeczka w formie
dwudziestu dwóch rad udzielanych rodzicowi przez dziecko. Autorka (psycholog i
mama) promuje w niej wrażliwość na potrzeby dziecka.
- Uczy dostrzegać wyjątkowość dziecka, czasem trudną do przyjęcia przez rodzica („nie lubię basenu, nie mam odwagi zjechać ze zjeżdżalni, a mój rowerek ma wciąż cztery kółka…” s. 13).
- Zachęca do szacunku – bez przezwisk (nawet tak „niewinnych” jak „głuptasek” czy „beksa”), obmawiania (zwłaszcza w obecności dziecka) czy wyśmiewania.
- Pokazuje, jak dziecko wspierać – poprzez proste „kocham cię”, przytulanie, zgodę na okazywanie emocji, także tych negatywnych (pojawia się kilka ciekawych wskazówek: narysowanie złości, miejsce do rzucania pluszakami, tupanie, oglądanie złości w lusterku).
- Mówi o wychowaniu poprzez rozmowę, oswajanie lęków, przygotowywanie dziecka do ważnych zmian (np. pójście do przedszkola), dawanie czasu zamiast kolejnych zabawek.
- Zauważa potrzeby rodzica. Rozdział „Pozwól sobie na błędy” mówi o tym, że nie ma idealnych matek i ojców i epizodyczny wybuch złości rodzica nie zrobi dziecku krzywdy.
Okiem mamy:
Książka promuje bardzo piękną, wręcz wzruszającą, wizję
rodzicielstwa. Niektórym internetowym recenzentkom aż łza się w oku zakręciła.
Moje zastrzeżenia dotyczą sposobu, w jaki to robi. Większość czasowników w
tekście występuje w trybie rozkazującym: „nie pozwól”, „nie oceniaj”, „nie
przekreślaj”, „nie rozczulaj się”, „naucz mnie”, „przytul mnie”. To tylko kilka
pierwszych z brzegu. Dlaczego dziecko-narrator książki zwraca się w takiej
formie do rodzica? A gdzie jest wrażliwość na potrzeby dorosłego, choćby na
potrzebę szacunku, akceptacji, bycia nieetykietowanym?
Już sam podtytuł książki („O niezamierzonych zranieniach”)
sugeruje, że bycie rodzicem to przede wszystkim (niezamierzone i
nieuświadomione) krzywdzenie swojego dziecka. Z treści dwudziestu dwóch
rozdziałów jeszcze dobitniej wynika, że lista grzechów lub co najmniej
zaniedbań rodziców jest długa: „słowa, które zabijają”, narzucanie swojej
wizji, włączanie nieodpowiednich filmów, klapsy, ciągłe zakazy, itp.
Autorka pisze: „Jeśli wciąż będę napotykał Twoje >nie
rób<, >nie ruszaj<, >nie wchodź<, >nie skacz<, >stój
spokojnie<… stanę się marionetką. Przestanę być mocnym, radosnym dzieckiem.
Stanę się smutnym, małym człowiekiem” (s. 46). Bardzo mądra rada, którą
chciałabym zadedykować wszystkim psychologom i autorom podręczników dla
rodziców z panią Wnęk-Joniec na czele (należy jedynie zastąpić słowo „dziecko”
słowem „rodzic”, a w miejsce wymienionych czasowników wpisać fragment
jakiegokolwiek poradnika).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz